piątek, 20 lipca 2012

Praha Libeň - szara strona Pragi - "mało-magiczna" dzielnica w której żył Bohumil Hrabal

 

Magiczna pełna turystów Praga ma też swoje inne oblicza. Jednym z nich jest dzielnica Libeń w której przyszło mi mieszkać przez dwa dni. Jadąc do Libni wiedziałem tylko tyle, że mieszkał tam Bohumil Hrabal, znany czeski pisarz oraz że nie jest to reprezentacyjna dzielnica "hlavnego mesta".

Po pierwszym kontakcie z czeską stolicą udałem się w okolicę naszego miejsca zamieszkania, zanim jednak zameldowałem się w hotelu postanowiliśmy coś przekąsić. Wybór padł na restaurację u Rokytky o której słyszałem wiele dobrego - knajpka faktycznie zacna pod warunkiem, że ktoś lubi typowo czeskie klimaty.

Aby dotrzeć na obiad wysiedliśmy na Palmovce - stacja sama w sobie nie odróżnia się szczególnie od reszty. Po wyjściu na powierzchnię trafiamy na ulicę, ot taka standardowa - wiadomo, że w całej Pradze nie może roić się od zabytków. Po drodze zahaczamy jeszcze o Plac Bohumila Hrabala (Hrabalovo náměstí) znajduje się tam mural upamiętniający postać autora wielu popularnych opowiadań m.in. Pociągów pod specjalnym nadzorem, Jak obsługiwałem angielskiego króla czy Postrzyżyn (oryginalne tytuły: Ostře sledované vlaky, Obsluhoval jsem anglického krále i Postřižiny).

Napełniwszy brzuchy podjęliśmy decyzję, że drogę do oddalonego o niecały kilometr hotelu pokonamy pieszo. Pech chciał, że nieco zabłądziliśmy (według późniejszych wyliczeń spacer po dzielnicy wydłużył się czterokrotnie). Nie ma jednak tego złego, co by na ciekawe nie wyszło - trafiliśmy na część dzielnicy w której życie wygląda nieco inaczej. Idąc jedną z główniejszych ulic mijamy kilku panów z wózkami wypełnionymi przeróżnymi klamotami, jednego z nich przypiliła potrzeba. Gentleman nie szukał krzaków, odwrócił się bokiem do publiczności i "lunął" trochę na trawnik, trochę na chodnik.

Kawałek dalej na zielonej trawce pod krzaczkiem jeden z tubylców urządził sobie popołudniową drzemkę. Co ciekawe, żaden z miejscowych "dziadów" nie żebrał o parę koron, nie chciał żebyśmy poczęstowali go papierosem, żaden nawet złowieszczo nie popatrzył się w naszą stronę. Ot po prostu oni szli swoją ścieżką a my swoją i nie wchodziliśmy sobie w drogę.



Pewnego ranka wyglądając z okna hotelu w którym pomieszkiwałem zobaczyłem pewną scenkę. Jeden z tutejszych "zmęczonych życiem" zaniemógł pod budynkiem widocznym na fotografii powyżej, tam koło tych kolorowych śmietników. W Polsce zapewne większość przechodniów omijałaby takiego szerokim łukiem. Na Libni ludzie wykazywali się zainteresowaniem: najpierw jacyś młodzi ludzie próbowali nawiązać dialog z wypoczywającym, chwilę później przyszedł starszy pan, który obudził delikwenta, sprawił, że tan wstał, a następnie wzrokiem odprowadził go do końca ulicy.

Libeń to nie jest dzielnica szczególnie atrakcyjna z punktu widzenia turysty, pokazuje jednak, że w stolicy życie toczy się także w trochę inny sposób niż mogłoby się to wydawać. Najlepiej podsumowali to autorzy przewodnika Praskie Gospody:
Libeń trzeba smakować powoli choć czasem smak tej dzielnicy wydaje się dziwnie cierpki. Taka zaniedbana, biedna i pechowa.
Zgadzam się z tym w stu procentach.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz